Iwona Teodorczuk-Możdżyńska
Przeciwko antropopresji, czyli o obecności zwierząt w sztuce Iwony TM
Agnieszka Maria Wasieczko
Niezwykle ważnym wątkiem twórczości Iwony Teodorczuk-Możdżyńskiej alias IwonyTM jest współistnienie ludzi i zwierząt. Zaciekawiona próbą wyobrażenia sobie stanów odczuwanych przez przedstawicieli innych gatunków, artystka wykorzystuje swe prace jako „bramę umożliwiającej przejście do przestrzeni ich percepcji”. Dlatego zajmuje ją wątek eksploatacji zwierząt i szerzej – antropopresji. - „Czuję w sobie bunt przeciwko okrucieństwu człowieka wobec zwierzęcia i ogromnie przeżywam jego zadawanie - wyznała. - Niekiedy to zabicie jest potrzebne do przeżycia, ale systemowe, niczym nie uzasadnione okrucieństwo jest tym, na co nie wyrażam zgody”. Ten wątek artystka podjęła w dwóch pracach z 2013 roku. Odnoszą się one do jej wspomnień. Kiedyś zobaczyła zdjęcie ukazujące psa w kagańcu, przywiązanego do drzewa. Nie wie, czy jeszcze żył, czy znajdował się w stanie rozkładu, lecz historia o skazaniu zwierzęcia na śmierć była tak przerażająca, że poruszona namalowała obraz pt. [przeżycia martwego psa w czarnym kagańcu]. Powstał on na czerwonym tle, lecz ten kolor symbolizujący pasję, szczególnie bliski artystce, wydaje się być bliższy brązowi. Przenikająca spod czerwieni czerń, która podkreśla nastrój żałoby, wydobywa rysunek gałęzi, która podobnie jak ciało psa, została pozbawiona koloru. Namazane zostały one zaledwie jako ślady, zapisy w pamięci artystki. Drugi obraz pt. [co czuje martwa foka pełna plastikowych śmieci] również mówi o okrucieństwie zadawanym zwierzętom, acz mniej intencjonalnie. Nawiązując do słynnego performance Josepha Beuysa W jaki sposób wyjaśnić obrazy martwemu zającowi? artystka zaproponowała odwrócenie sytuacji. Wykorzystała swą pracę do „próby przejścia w inną rzeczywistość” i „wczucia się” w martwe zwierzę. Iwona przypomniała sobie zdjęcie foki wyrzuconej na wydmę w Helu, która umarła tu z powodu zanieczyszczenia wody morskiej. Dlatego wewnątrz ciała zwierzęcia namalowała „śmietnik” pozostawiony przez człowieka - odpady wyrzucane do mórz i oceanów, tj. obiekty z plastiku, butelki, czy słoiki, które zatruwają przyrodę. Ciało foki, utrzymane w tonie różu, kojarzącego się z witalną siłą, zostało rozpostarte na intensywnie czerwonym tle. Odnosząc się do bezsensowności śmierci zwierzęcia, ma znaczenie symboliczne, podobnie jak jej upozowanie, które kojarzy się z Ukrzyżowaniem Chrystusa, znanym ze scen malarstwa pasyjnego. Na cierpienie foki zwracają dodatkowo zacieki farby, przypominające strużki krwi. Organizacje ekologiczne oraz ONZ i UE od lat zwracają uwagę na zanieczyszczenie mórz i oceanów. Według raportu WWF, Living Blue Planet Report (2015) - każdego roku do akwenów morskich trafia ponad 8 mln ton odpadów z tworzyw sztucznych. Zagrażają one fizycznej egzystencji miliona ptaków, stu tysięcy morskich ssaków oraz wpływają na pogorszenie się zdrowia człowieka. W 2004 r. niezależny instytut „Algalita” opublikował w USA wyniki badań, które pokazały, że zawartość plastikowych i sztucznych odpadów w morzach od lat systematycznie wypiera obecność planktonu. Na początku tego stulecia Pacyfik zawierał już ponad 6 razy więcej plastiku niż organizmów żywych, a 90 proc. fulmarów – ptaków, które w ostatnich latach znaleziono martwe na wybrzeżach Morza Północnego, miało w swoich organizmach ogromne ilości sztucznych odpadów: fragmenty plastikowych butelek i kolorowych korków, opakowań od jogurtów i chipsów, puszek po napojach, części długopisów i zapalniczek itp. Gdyby firmy były odpowiedzialne za odpady, nie pozbywałyby się ich w ten sposób. Jeśli produkujemy plastik, musimy zadbać o jego recykling i utylizację. Nader trafnym komentarzem jest film z 2019 roku, który Iwona TM nakręciła telefonem nad morzem w Ustce: wśród zwałów śmieci na plaży znalazła nawet ciemnozieloną, PRL-owską butelkę po płynie „Ludwik”!
Artystka podkreśla, że los zwierząt to tylko jedno z pól jej namysłu, gdyż interesują ją wszelkie mniejszości, grupy słabsze, ciemiężone, które doznają okrucieństwa. „Mam potrzebę poprawiania świata, zmieniania go na lepsze” – wyznała. Ta głęboko zakorzeniona potrzeba, wpojona już w dzieciństwie, to jej siła napędowa, która cechuje również ważnego dla Iwony artystę-szamana, Pawła Althamera. Szukając impulsów w teraźniejszości, Iwona reaguje na nią. Jak powiada, tworzy „wieloplastykę”, będącą wielością różnych form, które wywołują pewne wyobrażenia, działanie, odbiór w naszym umyśle. Obok malarstwa uprawia też performance, a obrazy traktuje jako obiekty, artefakty wchodzące w relacje z odbiorcą. Ich tytuły zapisuje w nawiasach kwadratowych […], aby pokazać, że są one jedynie sugestią odczytania jej prac. Silny wpływ wywarł na nią tekst Frederica Jamesona Postmodernizm i społeczeństwo konsumpcyjne, mówiący o tym, że grzechem powszechnym współczesności jest ucieczka od tego, co się dzieje w teraźniejszości, w przeszłości lub przyszłości. Z tego powodu często skupia się na relacjach społecznych. Choć oparte są one na antagonizmach, można spróbować je przezwyciężyć. Od 2015 r. pracuje nad projektem, dotyczącym pozycji kobiet w religii katolickiej, których kościół wciąż nie dopuszcza do pełnienia funkcji w swej hierarchii (cykl Sutanny). Do namysłu nad kondycją współczesnego społeczeństwa artystka zaprosiła też na wystawie Amensalizm - Uwaga – A teraz będzie zmiana (PROM Kultury, 2015). Tytułowe słowo „amensalizm” pochodzi z przyrody i oznacza negatywny wpływ - ograniczanie jednego gatunku przez drugi w ramach walki ewolucyjnej. Można go przenieść na relacje społeczne, indywidualne i osobiste, dlatego Iwona pokazała prace dotyczące związków z ludźmi i zwierzętami (m.in. obraz z martwą foką).
Artystka traktuje swe prace jako ślady pewnego procesu wewnętrznego, zapis przeżyć zw. z kontemplacją tajemnicy życia i śmierci. Kiedyś w Hamburger Bahnhof w Berlinie obejrzała wystawę rysunków Josepha Beuysa – autorskich autokomentarzy, ujawniających jego niezwykłą wrażliwość i empatię. Szukając kontaktu z ukrytymi siłami natury, ukazywał na nich zwierzęta obdarzone mitologiczną symboliką lub tą, którą nadał im sam. Tego „człowieka w kapeluszu” – artystę, reformatora politycznego i społecznego, wszechobecnego w ówczesnym życiu publicznym, otaczała aura tajemniczości, jednak ujawniał on szczegóły swej biografii i często do niej wracał w praktyce artystycznej. Światopogląd Josepha Beuysa określiło pojmowanie roli artysty jako wypełnianie misji. Przybierając postać szamana, terapeuty, moralisty i nauczyciela, definiował on swe dzieło totalne, bliskie romantycznej idei syntezy sztuk (Gesamtkunstwerk) - jako rzeźbę, pole do budowy alternatywnego społeczeństwa. Przeciwny wszelkim specjalizacjom, także - artystycznym, deklarował skrajny egalitaryzm. Dążąc do rozszerzenia jej definicji, sztukę traktował jako wyraz indywidualnej kreacji jednostki. „Każdy jest artystą” – mawiał. Dlatego głosił wyższość procesu twórczego nad obiektem artystycznym. W latach 60. syntezę swych przekonań wyraził w Teorii Rzeźby, Rzeźby Społecznej, bądź Plastyki Społecznej, zdefiniowanych jako zasada twórczego życia. W 1972 r. Beuys zaczął poszukiwać alternatywnej formuły edukacji w ramach „akademii bez ścian”. W Manifeście Wolnego Międzynarodowego Uniwersytetu Twórczości oraz Badań Interdyscyplinarnych (FIU), napisanym wraz z Heinrichem Böllem, czytamy: „Kreatywność nie jest zarezerwowana dla ludzi uprawiających jedną z tradycyjnych dziedzin sztuki”. Beuys sformułował postulaty wobec twórczości, którą pojmował jako „katalizator” przemian zachodzących w człowieku i prowadzących do przekształcenia jego codzienności. – „Wydaje mi się, że trzeba obudzić duchowe tło każdej, psychologicznej egzystencji” – deklarował.
Twórca Organizacji na Rzecz Bezpośredniej Demokracji poszukiwał nowego, lepszego ładu społecznego i nauczał, czym jest dbałość o środowisko. W swych tekstach i rozważaniach artysta ujawnił głęboką fascynację naturą. Podobnie jak inni przedstawiciele ruchu Fluxus, który współtworzył, Beuys uprawiał performance. W listopadzie 1965 roku, widoczny jedynie przez okno oraz na wystawionym na zewnątrz ekranie telewizyjnym, spędził trzy godziny w niedostępnym dla publiczności wnętrzu Galerii Schnella w Düsseldorfie, przemawiając spokojnym głosem do martwego zająca. Artysta, z głową oblaną miodem oraz oklejoną płatkami złota, trzymał ciało zwierzęcia na kolanach. Zgodnie z tytułem swej akcji, tłumaczył W jaki sposób wyjaśnić obrazy martwemu zającowi? Opierając ją na zestawieniu opozycji: tego, co oparte na intuicji (zając) oraz tego, co racjonalne (głowa ludzka), Beuys dotykał sensu interpretacji i niemożliwości dotarcia do tajemnicy tworzenia, czy jednak może czuć się tym usprawiedliwiony, wykorzystując ciało martwego zwierzęcia na potrzeby swej sztuki i nie zapewniając mu po śmierci należytego szacunku, analogicznie do ciała człowieka? W 1974 r. Joseph Bueuys zrealizował w galerii René Block w Nowym Jorku akcję I Like America and America Likes Me (potocznie nazywaną Kojot (Coyotte)), w której oddzielony płotem od widzów, koegzystował zamknięty z tytułowym zwierzęciem. Kojot – to jedno z najbardziej „możnych spośród szerokiego zespołu bóstw” i czczonych przez Indian. Potem utracił swój status i był szczególnie pogardzany przez Białego Człowieka. Podczas akcji można było zaobserwować dramatyczną konfrontację, wymianę ról oraz przemieszanie się tego, co ludzkie i zwierzęce. Beuys odwołał się do „wyższego poziomu świadomości”, który osiągnął człowiek, dzięki czemu możliwe miało stać się „przywrócenie poczucia wolności także zwierzętom”, także - kojotowi. Czy było nią jednak wyrwanie go – istoty czującej - z naturalnego otoczenia i skazanie na ogromny stres, związany z przebywaniem z człowiekiem w zamkniętym pomieszczeniu ma z nim cokolwiek wspólnego? Choć Beuys miał szlachetne intencje, założenie jego performance - „rozwinięcie potęgi wolności ponad wszystkim” - okazało się pustą obietnicą. Artysta naraził zwierzę na traumę i w imię „wyższości” własnego gatunku podporządkował dobro innego, manifestując szowinizm gatunkowy. Ponieważ kojot mógł wrócić do swego naturalnego otoczenia, Iwona nie obwinia artysty, jednak przyznaje, że przekroczył on pewną granicę, którą jest instrumentalizm przy wykorzystywaniu zwierząt w imię sztuki.
Niektóre prace trudno ocenić jednoznacznie, jak choćby Piramidę zwierząt Katarzyny Kozyry. Autorka tej rzeźby własnoręcznie uśmierciła zwierzęta, które wcześniej przeznaczono na rzeź, kontrowersje wzbudziło jednak ich użycie do realizacji pracy. Zdaniem Iwony TM wykorzystanie zwierzęcia nie musi zawsze się wiązać z potępieniem, o ile jest zasadne. Przywiązanie na smyczy w galerii wychudzonego psa przez artystę z Kostaryki, Guillermo Vargasa (2007) musi budzić sprzeciw. - „Gdyby pies zmarł na ulicy, nikt nie zwróciłby na niego uwagi” – powiedział Kolumbijczyk. Iwona wolałaby to umęczone zwierzę uratować. Jej zdaniem „działanie Kozyry było bardziej wytłumaczalne, gdyż pokazała ona, że zabijamy zwierzęta każdego dnia. Uśmiercamy wszy, bakterie, szkodniki, pasożyty. Kozyra przekroczyła granicę, lecz w pewnych sytuacjach człowiek jest zdolny do zabicia. Niektóre rzeczy robimy, by przeżyć, a niektóre akty zabójstw popełniane są bezmyślnie, jak np. myślistwo, które jest zabijaniem dla przyjemności. Musimy wobec takich zachowań protestować”. Jednak Iwona nie sprzeciwia się bezwzględnie uśmiercaniu zwierząt, a jedynie zabijaniu mechanicznemu oraz przekształcaniu w pożywienie. Czasem to konieczne, lecz robienie tego na skalę przemysłową i traktowanie zwierząt trudno zaakceptować. Potrzeba akumulacji kapitału i maksymalizacji zysku na niespotykaną dotąd skalę, które na początku XX wieku stanęły za rozwojem przemysłowej hodowli zwierząt, doprowadziły do wielu tragedii. Np. właściciel farmy w Lisowcach głodził kury, by były one bardziej wydajne i znosiły więcej jajek. „Pracownicy mają dowody na to, że prosili właściciela o paszę. Kazał je dalej głodzić dla lepszego efektu. Padły tysiące” - podała GW. Potrzebna jest też zmiana nawyków żywieniowych: nie trzeba jeść już tak wiele mięsa, przez lata ludzie jedli go mniej niż dziś. „Nie jest ono zdrowe ani konieczne dla funkcjonowania organizmu. Zdrowe jest dla kapitału, ale to nie on powinien narzucać prawa dla świata” – powiedziała Iwona. Obok kultury patriarchalnej na stosunek ludzi do zwierząt i przydawanie im niższego statusu wpływ wywarła również religia. Świątynie wyglądały jak rzeźnie, w których składano je na ofiarę. „Czyńcie sobie ziemię poddaną” – głosi Biblia, a w katolicyzmie długo utrzymywano, że zwierzęta „nie mają duszy”, podobnie jak prawa do jej posiadania odmawiano kobietom jako istotom niższym. Tymczasem miejsce religii mogłoby polegać na uczeniu empatii i uwrażliwianiu na los wszystkich istot na ziemi, a więc i zwierząt. Zdaniem Iwony powinna ona występować w ich obronie, a nie myśliwych, czy biznesu, a kościół - przeciwstawić się hodowli z chęci zysku, wyłącznie dla futer, „co jest wyjątkowo ohydne”.
Ponieważ Iwonę TM porusza los zwierząt, również tych, wykorzystywanych przez artystów, podczas wernisażu wystawy Zwierzę (Galeria Bardzo Biała, 2016) zaprezentowała działanie performatywne, zatytułowane [kanarek]. Poświęciła je ptaszkowi, przywiązanemu sznurkiem do buta Zbigniewa Warpechowskiego oraz wszystkim istotom dręczonym i uśmiercanym w imię sztuki. W swym działaniu – rysowaniu na ścianie wykorzystała błękitny pigment – symbol uzdrowienia, kojarzony między innymi z Buddą Medycyny (Budda Śakjuamuni przybrał jego postać w kolorze lapis-lazuli, by leczyć cierpiące istoty ludzkie z różnymi przypadłościami ducha). Do performance mogła włączyć się też publiczność, aby powtórzyć rysunkowy gest Iwony i zastanowić się nad męczeniem niewinnych zwierząt. Na początku swej akcji Marsz, zrealizowanej w Stuttgarcie (1984) Warpechowski wrzeszczał „I love you” do uwięzionego w klatce kanarka (papużki?). W chwilę potem, wyswobodzonego, ale przywiązanego czerwoną wstążką do wojskowego buta ptaka przeciągnął parę razy po wnętrzu galerii, który podrywał się do krótkich lotów, lecz w końcu upadł martwy na ziemię. Następnie, klęcząc przed klatką, artysta podpalił ustawioną obok w talerzu naftę. Płomienie zajęły mu włosy, lecz gdy przerażona publiczność zaczęła krzyczeć, artysta spokojnie ugasił je przygotowanym wcześniej, zwilżonym ręcznikiem. „Odpowiedziałam na performance Warpechowskiego, bo śmierć kanarka nie miała sensu. - Chciałam pochylić się nad jego śmiercią” – skomentowała Iwona. – O ile Piramidę Zwierząt Katarzyny Kozyry można wytłumaczyć, Warpechowskiego, który przywiązał kanarka do buta, trudno usprawiedliwić. Wykorzystał ptaka do swej akcji, nie myśląc, że może go zabić. Nie było w tym refleksji”.
Na początku lat 70. artysta zaczął kreować prowokacyjne akcje, wywołując trudne do zniesienia napięcie i protesty widzów. W 1971 r., podczas inauguracji Biura Poezji Andrzeja Partuma, po raz pierwszy „zatrudnił” do performance żywą rybę – „pierwszą taką „artystkę” na świecie”. Rzucił ją na rozłożoną na podłodze planszę z napisem WODA. Kiedy ryba zamanifestowała trzepotaniem swe pragnienie, rozdał publiczności wodę w szklankach. Wywołało to gniewne reakcje. Wiesław Borowski z Galerii Foksal przyrównał Warpechowskiego do akcjonistów wiedeńskich, którzy w swych spektaklach wykorzystywali szokujące widzów surowe mięso i krew zwierząt, co doprowadziło do złośliwego określenia ich działań mianem „estetyki rzeźni”. „Panu tego nie wolno robić, my pamiętamy okupację” – krzyknęła krytyczka sztuki, Bożena Kowalska, jednak gdy tylko dostała od Warpechowskiego rybę w słoiku z wodą, szybko schowała go pod futro i wyszła! Podczas Lubelskiej Wiosny Teatralnej (1973) artysta przeprowadził Dialog z rybą, którą trzymał w dłoniach, przytulał i przemawiał do niej czule. Zastanawiało go, czy ludzie za ważniejsze uznają „duszenie się rybki”, czy jego grę aktorską. W końcu nie wytrzymał tej „gry” i wrzucił rybę do wody. Lecz koniec i tak był tragiczny. Kiedy poszedł się ubrać, pewna dziewczyna, która chciała mu „pomóc”, rozdeptała rybę. W Autopsji (Galeria DESA, Kraków 1974) twórca włożył głowę do akwarium. Chwilę wcześniej wyjął z niego rybę, którą odłożył na blat obok. Skutkiem tej „zmiany ekosystemów”, którą mogli zaobserwować widzowie, było symultaniczne duszenie się artysty i ryby. Według Iwony TM to okrucieństwo wobec niewinnych zwierząt trudno usprawiedliwić. Jako artystka chce przeciwko niemu protestować. Czy kontakt z dziełem artystycznym może zmienić odbiorcę i niesprawiedliwy system, w którym żyjemy? – „Nie wierzę w to, że sztuka może spowodować namacalną zmianę, jak tego chcieli awangardziści z początku XX wieku. To się nie sprawdziło. Ale jeśli rozpoczniemy pewną dyskusję, może to być ziarnkiem, które obrodzi zmianą – powiedziała Iwona. - Każdy impuls jest cenny”.
https://www.facebook.com/czlowiek.zwierze/posts/665720617222880